For Your Pleasure

For Your Pleasure

Sunday, October 12, 2014

***

Nie znosze negatywnych ludzi, z ktorych wrecz wylewa sie ponura, zgorzkniala energia. Kazdy ma prawo do zlego nastroju, zwlaszcza, jesli sa ku temu (powazne) przyczyny. Jezeli jednak jest to permanentne...Maruda, ktora, jak glosi nick, ma sklonnosci do chandry, spedzila caly czwartek i piatek w posepnym milczeniu, odpowiadajac zdawkowo na zadawane jej pytania. Skwaszona na gebie, leb spuszczony, zero kontaktu wzrokowego czy werbalnego z kimkolwiek. Ciezko z kims takim wspolpracowac w zespole, ilez tez mozna wychodzic z inicjatywa. Podobna maz ja wkurza. W takim razie powinna sie radowac, ze przychodzi do pracy na 8 godzin i nie musi go ogladac. Przy takich fochach czlowiek sie czuje, jakby zrobil cos zlego, tylko nie wiadomo co.

Przygarnelam na fejsie dawna kolezanke ze studiow. Kontaktu z nia nie mialam zadnego od rozdania dyplomow. Kolezanka z tych o nienachalnej urodzie, za to o wysokiej inteligencji - wiadomo, cos za cos, nieliczni maja i to, i to. Mimo uplywu lat i sukcesow w zyciu osobistym, czyli udanej rodziny, nie opuscila jej wrodzona zlosliwosc, a nawet sie wyostrzyla. Wrzuca na fejsa jakies filmiki dziewczyn wywracajacych sie na wysokich obcasach i raz po raz podkresla, jacy wszyscy wokol sa glupi, a ona i jej pociechy madre. Zal serce sciska, ze w polskim kraju - raju zalety umyslu absolwentek studiow wyzszych sa tak cenione, iz siedza one na kasach w Auchan czy innych Biedronkach. Skoros taka madra, co tam robisz, chce sie napisac. Nasuwaja mi sie skojarzenia z Kokain, ktora na szczescie znalazla lepsza prace, choc tam tez ma rozmaite przeboje. Wracajac do tematu: dowalanie ladniejszym od siebie w wieku 35 lat...Litosci. Czas najwyzszy wyrosnac z kompleksow (tu zauwazam, ze jest to o niebie latwiejsze w UK niz PL).Ja widzac ladna kobiete mysle sobie w duchu: ale fajna babka - i tyle! Po co ta zawisc ? Tak samo z ludzmi zarabiajacymi o wiele wiecej ode mnie. Widocznie maja do tego dryg, wiekszosc ciezko na to pracuje i zasluguje na stosowne wynagrodzenie. Zdecydowanie wole sie otaczac takim towarzystwem, niz wiecznie sfrustrowanymi malpiszonami.





Sunday, September 14, 2014

***

Czuje, ze ze trza cos napisac, for the sake of, jak to mowia :)

Trzy slowa o Stratford - upon - Avon gdzie spedzilam niedawno wesoly weekend z Dublinia.



SUA jest zatloczone ludzmi 50/60 + roznorakiej narodowosci, glownie jednak Anglikami. Szczesliwie trafilysmy tam podczas szkolnych wakacji, w przeciwnym wypadku do dziadkow dolaczylyby niewatpliwie hordy zmaltretowanych Szekspirem uczniow. Nawiasem mowiac, czy oni w ogole czytaja to w szkole ? My przerabialismy jakies urywki, z ktorych nic a nic nie pamietam, mialam bowiem do lektur stosunek ambiwalentny i siegalam po to, co mnie interesowalo, slizgajac sie po calej reszcie. Niedawno odnaleziona znajoma z dawnych lat namawia mnie na przedstawienie Makbeta nie we wsi Glucha Dolna wprawdzie, a w Colchester. Jesli sie skusze, bedzie to pierwsza od paru lat wizyta w teatrze a na pewno pierwsza na sztuce Szekspira jako takiej. Jesli sie skusze...

Co jeszcze o SUA, wyjawszy hordy emerytow i, jak rzeklam, szkolnikow podczas roku szkolnego ? Gdyby oproznic miasteczko z zalewu plastikowej tandety, zobaczylibysmy calkiem urocze budynki, chaty, mury pruskie, do tego barki na rzece Avon, przyjemne zielence. Jest gdzie sie posilic, od tanich tea rooms po restauracje Marco Pierre White (Dublinia az oddech wstrzymala z wrazenia), mase fajnych pubow, co jeden co starszy albo i najstarszy...Serwuja nawet zarcie dla takich, co unikaja miesiwa: mily pan we wspomnianym najstarszym pubie w Stratford podal mi wegetarianskiego burgera, do tego frytki ze slodkich ziemniakow, a do kawy dolal miarke whisky, policzyl zas tylko za kawe. Wyszlam zadowolona. W kosciele, gdzie znajduja sie groby Szekspira i jego krewnych, mozna zjesc i wypic ciastka i kawe - ciastko bylo naprawde dobre i za jedynego funta. Nie zalowalam kilkunastu funtow wydanych na wizyte w trzech z pieciu historycznych domow zwiazanych z Szekspirem, ani paru groszy na mini-ksiazeczke z szekspirianskimi afrontami. Teraz, chcac kogos zmieszac z blotem, moge mu po prostu rzec: Thou art full of wickedness!

Oprocz tego wszystkiego, dziesiatki sklepikow z rozmaitym badziewiem, ktore nie wiem do konca czemu sluzy, ale chyba sa to pierdoly tak zwane 'do domu'. Poniewaz zewszad przesladowaly mnie wszechobecne sowy, poddalam sie i na straganie nieopodal rzeki nabylam zawieszke z kiczowatymi ptaszorami. W stoisku obok natomiast znalazlysmy artyste polskiego pochodzenia, sprzedajacego printy swoich obrazow po £20. Dalysmy mu zarobic, ja znalazlam portret Roberta Planta, zadziwiajaco wierny.

Po miasteczku placze sie troche przyjezdnych z Birmingham. Nie ma sie im co dziwic, gdybym tam mieszkala, tez bym sie chciala wyrwac choc na jeden dzien. Nam sie udalo wyskoczyc na pare godzin do malowniczej wioski Broadway i bylo warto. W deszczowy poniedzialek zaciagnelam Dublinie na gielde plyt winylowych, gdzie zobaczyla na wlasne oczy jakie towarzystwo tam sie przewija :)

Powrot mialam z deka upiorny, gdyz kolej w swej infinite wisdom postanowila odwolac moj pociag z miejscowka (!), w wyniku czego po godzinnym czekaniu najpierw spedzilam 1.5 godziny stojac obok nieczynnego kibla, w scisku i zaduchu, potem jakims cudem udalo mi sie zalapac na dwie kolejne przesiadki ale bylo groznie i balam sie, ze utkne gdzies w obcym miescie na cala noc. Tu przydaloby sie pare szekspirowskich obelg.

Podsumowujac, warto tam wyskoczyc na weekend, choc z drugiego konca swiata specjalnie bym sie nie wyprawiala.







Filmowo-serialowo: obejrzalam 'Coco before Chanel'. Dosc ciekawy obraz, Amelia nawet fajnie gra. Gdyby Francuzi chcieli nakrecic biografie Coco kiedy juz byla znana jako projektantka, musieliby gwoli historycznej scislosci wywlec na swiatlo dzienne i to, ze byla zazarta antysemitka i to, ze sypiala z nazistami. Bezpieczniej wiec bylo pokazac wczesne lata, kiedy jeszcze sypiala z kazdym, kto mogl jej jakos pomoc w przyszlej karierze. Chanel miala wstret do malzenstwa i na zawsze pozostala niezalezna Mademoiselle.

'The Grand Budapest Hotel' - niestety, jeden z tych filmow dla mnie, gdzie po okolo godzinie zaczynam sprawdzac Facebooka na telefonie. Ladna wydmuszka - groteska bez wiekszego sensu, dobrzy aktorzy, w tym Ralph Fiennes, ktory by i ksiazke telefoniczna zagral, jakby mu kazali.

'Lawless'. Scenariusz i muzyka - Nick Cave. Znow mialam wrazenie, ze ogladam 'The Proposition'. Troche sie wszystko wlecze, akcja sie dzieje glownie w jednym miejscu, czyli spelunie, gdzie glowni bohaterowie kreca dzielnie swoj bimberowy interes. Pozytywnie wyroznia sie Jessica Chastain, ktora coraz bardziej lubie. Przewija sie tez Gary Oldman, znow jeden z tych, coby ksiazke telefoniczna itd. Ogolnie rzecz biorac, polecam.

Wreszcie 'Ray Donovan'. Nie ogladam seriali, za wyjatkiem Gry o Tron i Downton Abbey, nie mam bowiem Sky, a pozyczanie czy sciaganie ilus tam odcinkow to za wiele zachodu. Tu jednak trafila mi sie perelka, a w niej doskonaly Jon Voight jako wypuszczona z wiezienia glowa rodziny okropnych irlandzkich scumbagow, przetransplantowanych z Bostonu do L.A. Nie chce urazic Irlandczykow czy cos, ale Boston to jakas kolebka zloczyncow irlandzkiego pochodzenia :-D




Jakos specjalnie wrazliwa na przemoc w kinie i telewizji nie jestem, ale tu pare razy unioslam jedna brew, a nawet obie. Siegam po coraz to nowsze odcinki, a wiec mnie wciagnelo!

Zapomnialabym wspomniec o 'Yves Saint Laurent', obejrzanym wraz z Dublinia. Znow, trzy gwiazdki na piec, dowiadujemy sie raptem, ze YSL byl chorobliwie niesmialy, raczej nieatrakcyjny za mlodu, byl gejem (surprise, surprise), lubil popic i pocpac i malo go to nie wykonczylo, byl ciezki dla wspolpracownikow i zyciowego partnera...Na plus ladne zdjecia, modelki i stroje,oraz umiejetnie uzyta muzyka operowa.

Jak juz przy operze jestem, slucham sobie wlasnie albumu tej pani i sie rozplywam:




Nawet laik potrafi, mysle, docenic taki przepiekny glos i repertuar. Ja w kazdym razie jestem 'sprzedana'.

Uff, starczy tej klikaniny na jeden post!



Sunday, August 03, 2014

***

Dzis niejako uzupelnienie watku z poprzedniego posta...Spedzilam wczoraj nader przyjemne popoludnie z  towarzyszem niedoli pracowej. Nazwijmy go S. Chlopak do wziecia: dobrze po 50-tce, czworka dzieci w wieku 16-23, jedno juz wyrzucone z gniazda rodzinnego, reszta paleta sie miedzy domami rodzicow, jako ze ci rozwiedli sie 13 lat temu. Malzonka dostala 60% majatku, wielki dom zostal sprzedany, no bo z czegos ex-wife trzeba bylo splacic. Nawiasem mowiac uwazam, ze jak ktos wniosl w posagu piec szmat na krzyz i dwa garnki, to powienien z tymi szmatami i garnkami stadlo opuscic, ale wszyscy wiemy, jak pod tym wzgledem jest. S. zamieszkal sobie w mniejszym domku, raptem trzy sypialnie. Kieruje sprzedaza u nas na polnocna Europe, smiga beemka i odkrytym mercem, zyje mu sie niezgorzej i tylko kobiety mu brak. Jakbym byla sprytniejsza, to bym sie zakrecila, ale jak juz wspominalam miedzy wierszami, jestem niechetna tzw. marital prostitution i wole sobie sama zapewnic optymalny byt. Tak czy siak, spotykamy sie od czasu do czasu, zeby pogadac o zyciu. Zapytalam go ponownie, dlaczego mezczyzni w UK maja tak straszne problemy w nawiazywaniu kontaktow w kobietami w miejscach publicznych (pomijajac pijanych wyrostkow i w ogole wszelkie uzywki majace na celu likwidowanie niesmialosci). Uslyszalam w odpowiedzi: we don't want to look like twats. Okazuje sie, ze teraz na niewinne can I buy you a drink kobiety bardzo czesto reaguja wrogo, warczac pod nosem I already have a drink. Strach podejsc i zagadac, bo moze taka zdzielic pintem browca po lbie. Panowie wiec tylko lypia spod owych lbow, najwyzej wymieniaja ciche uwagi z kolegami, ale na nic wiecej nie maja smialosci. Znow odzywa sie fear of rejection, o ktorym slyszalam od innego dobrego znajomego, ktory tlumaczyl mi, ze chlopy tak sie lekaja odrzucenia, ze na trzezwo do baby ani rusz. Po pijaku odrzucenie musi widac bolec nieco mniej. Jak do tego dolozymy zachowanie niektorych babonow w pubach i klubach, czytaj opilstwo, wulgarnosc, rechotliwy smiech, staje sie nieco bardziej jasne, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Kolezanka z poprzedniej pracy wychodzi wlasnie za maz za Anglika, ktorego poznala w tejze pracy, gwoli scislosci wpadli na siebie w jakims pubie wlasnie i tam on zebral sily i odwazyl sie do niej przemowic ludzkim glosem. W pracy tej odwagi nie mial za grosz i tylko wodzil za nia wzrokiem przez pol roku. Gdyby nie szczesliwy zbieg okolicznosci, dzis nie byliby para kierujaca sie do oltarza. W glowie mi sie to nie miesci, ale tak jest!

Pomiedzy jednym pubem a drugim S. wpadl na jakiegos znajomka, po czym opowiedzial mi jego historie, bynajmniej nie urzekajaca. He lives in a doghouse, powiada mi. Znajomek razu jednego przyszedl pozno do domu na bani i zaczal dobierac sie do babysitterki. Ta powiedziala wszystko matce, matka zonie kolesia i tym sposobem facet jest ugotowany. Jak nic przerzna chalupe na pol a jemu zostanie doghouse na pocieszenie.

Inna cecha Anglikow, ktora mnie dosc mocno irytuje, to brak manier wobec kobiet (i nie tylko). Skomentowalam dzis pewnien filmik na YT, gdzie ow temat zostal poruszony. Nie oczekuje wcale, ze panowie beda sie nam, babkom, klaniac w pas, sciagac kapelusze i wstawac, kiedy wchodzimy do pomieszczenia. Przepuszczanie przodem stracilo dla mnie znaczenie jakis czas temu, bo sama sie wszedzie pcham pierwsza. Nie rozumiem natomiast, dlaczego oni nie mowia pierwsi 'dzien dobry', tylko spuszczaja lby, albo gapia sie gdzies w przestrzen udajac, ze nie widza przechodzacej obok niewiasty. Nie wszyscy sie tak zachowuja i nie wszedzie, aczkolwiek jest do dosc powszechne u mezczyzn ponizej piecdziesiatki. Pol wieku temu musialo byc inaczej, co sie zatem stalo ? Narod brytyjski, uosobienie uprzejmosci, schamial do reszty ? Zrozumialabym to w Polsce, gdzie wrog wytrzebil inteligencje i sama holota sie ostala, ale tutaj ? Dziwny jest ten swiat...







Tuesday, July 29, 2014

Kobieta i Mezczyzna

Taki tytul dalam, bo dzis bedzie o paniach i panach. Pamietam film francuski pod podobnym, jesli nie identycznym tytulem, gdzie to kobieta i mezczyzna jechali w milczeniu samochodem, a scena ta zdawala sie trwac wieki i wypelniac caly film.

Ad rem. Naszlo mnie pare mysli i refleksji. Kolezanka z pracy to chce ja rzucac, to chce zostac, w zaleznosci jaki ma nastroj i jak ja w danym dniu potraktowano. Argument najczesciej przewijajacy sie to 'mam blisko do domu', 'mam dobre godziny, zdolalam odebrac dziecko i ugotowac obiad'. W nowej pracy musialaby zapewne jezdzic w dlugie podroze sluzbowe, takze za granice, sporo jezdzic po UK od klienta do klienta, czasem pracowac z domu ale jednak glownie koncentrowac sie na biurze sprzedazy w Londynie. Wszystko to koliduje ze school hours i obiadkami. Nigdy jednak nie slyszalam mezczyzny, ktory martwilby sie o to, co dzisiaj poda zonie na obiad i co zrobia jego dzieci, jesli nie zdola sie wyrwac z biura na czas i odebrac ich ze szkoly, tudziez powiezc na nauki plywania, teatry, tenisy i inne balety, znow odebrac, przywiezc, nakarmic, pomoc w lekcjach, sprawdzic, czy zonie czegos nie potrzeba itd. Czasem sie slyszy o mezczyznach narzekajacych na dlugie godziny pracy spedzone z dala od bliskich, znacznie czesciej jednak facet po prostu wsiada w auto czy samolot i jedzie, gdzie ma jechac. Ba, miewam wrazenie, ze oni preferuja te rozlaki, bo maja pare dni spokoju od ciosajacych im kolki na glowie polowic i potomstwa w trudnym wieku dojrzewania czy innego buntu trzylatka.

Uslyszalam ostatnio w zartach, ze najlepszym srodkiem likwidujacym u kobiet chec do seksu jest...wedding cake. Zawsze mi sie wydawalo, ze te rzewne opowiesci mezczyzn o zonach, co juz sypiac z nimi nie chca i ich nie rozumieja to mity, ale jednak cos w tym jest. Na Zachodzie kobieta, ktora wyjdzie za maz i sie zaciazy, najlepiej pare razy, jest wlasciwie zabezpieczona do konca zycia, bo w razie czego dostanie alimenty, wyrwie swoje po rozwodzie, chocby i nic nie wniosla, chapnie zasilki dla samotnej matki itd. Nie wyladuje na ulicy. Facet sie nie ma szans wykrecic. Jak juz wiec jest obraczka na palcu i sa dzieciaki, faktycznie mozna olac sprawe. Mam wrazenie - znow, jest to zaobserwone, zaslyszane - ze tutaj sporo kobiet kompletnie sie nie stara w zwiazkach. Nie musza, bo w razie rozstania nie zostana na lodzie, wiec moga spokojnie zaniedbac siebie wizualnie, chlopa wpuscic do lozka raz na miesiac, przy pomyslnych wiatrach, a dzieci z poprzednich zwiazkow najlepiej podrzucac jak najczesciej ex-partnerom i ich nowym partnerkom. Niech je zabawiaja przez weekend, placac za wycieczki i prezenty. A co.

Bardzo dziwie sie mezczyznom tkwiacym w takich niesatysfakcjonujacych relacjach. Nic z tego nie maja, ani (dobrego) seksu, ani przyjemnego towarzystwa, zywia sie zimna pizza, daja sie traktowac jak chodzace bankomaty i po co, na co ?

Wracajac do roznorakiego podejscia do karier. Kobiety bardzo chetnie je robia, do momentu, w ktorym polacza sie wezlem malzenskim badz nieformalnie z kims, kto ma lepsza kariere, albo po prostu lepiej zarabia, bo tyra gdzies po 70 godzin tygodniowo. Nagle ambicje zawodowe rozplywaja sie jak we mgle, a pojawia sie przemozna chec bycia housewife na pelen etat. Znowuz, nie slyszalam (jeszcze) o mezczyznie, ktory zwrocilby sie do swojej polowki slowami: kochana, awansuj wreszcie, zacznij zarabiac godziwe pieniadze, bo ja juz dosc sie napracowalem w zyciu i teraz twoja kolej nas utrzymac. Ja ewentualnie bede dorabiac na waciki, poprasuje koszule z wieczora twojemu szefowi albo wezme jakas prosta prace biurowa na 3 dni w tygodniu. Pasuje ?

Jak sie rozbil ten samolot w Smolensku, pamietam, ze niektore rodziny zostaly bez srodkow do zycia, bo zginal ich glowny a wrecz jedyny zywiciel, z wylacznym dostepem do konta bankowego. Zona nagle zostala odcieta od wydzielanych przez meza kwot. Czy nie lepiej byloby nam wszystkim, gdybysmy w miare mozliwosci byli finansowo samowystarczalni ? Dlaczego ciezar i stres utrzymania domu, rodziny ma spoczywac na jednej osobie ? Co, jesli breadwinner nagle padnie na zawal, straci prace albo zwyczajnie zwieje od malzenskiego kieratu na drugi koniec swiata i szukaj wiatru w polu ?

Zdaje sobie sprawe, ze zupelnie inaczej wyglada to w przypadku par bezdzietnych, singli a rodzin z jednym czy kilkorgiem dzieci. Koszta opieki czy jakiegos babysittingu czesto wykluczaja powrot kobiety do pracy, bo nie ma to finansowego sensu - o ile oczywiscie praca jest 'wacikowa', czyli gowniana robota za gowniane pieniadze. Jednak nawet u mojej znajomej w firmie wszyscy faceci sa zonaci i dzieciaci, zas ich zony, wyksztalcone ekonomistki, prawniczki, nie pracuja, choc moglyby przeciez niezle zarabiac. Z kobiet natomiast zatrudnionych tam zadna dzieci nie posiada, bo i jak. Kto by sie nimi zajal, maz ?

Ech, ciezko sie w tym polapac. XXI wiek, rownouprawnienie niby, feminizm zrobil swoje, religie stulily pysk (oczywiscie w cywilizowanych krajach, wiec nie w Polsce), postep pedzi do przodu a mimo to pewne konwenanse i schematy nadal maja sie swietnie a ludzie tkwia w nich na wlasne chyba zyczenie.








Saturday, July 19, 2014

Szlachetne zdrowie...

Powracam do swiata blogowo zywych. Nie mialam przez moment Internetu, ponadto jakos mi sie nie chcialo pisac w tych upalach.

Po przeczytaniu dyskusji pod ostatnim postem Dublinii postanowilam ze napisze pare slow odnosnie tematu pokrewnego, czyli zdrowia. Zdrowia, dodam, rodakow naszych kochanych. Szczycimy sie, ze mamy mniej przetworzona zywnosc, jestesmy bardziej skorzy do ruchu od zachodnich leniwcow (wszak nie nalezy do rzadkosci stawianie wlasnymi recami domu, czy osobiscie popelniane remonty). Kobietki dzielnie krzataja sie po kuchni i domu, miast lezec na sofie ogladajac caly dzien Hollyoaks. Dzieci bawia sie na dworze, bo im wolno. Czy wobec tego jestesmy narodem szczegolnie zdrowym ?

Wedlug mnie, nie. Jestesmy banda takich zdechlakow, ze glowa boli. Pamietam, kiedy bylam mala i wpadali do nas sasiedzi na pogaduchy, ulubionym i niekonczacym sie tematem byly choroby. Kazdy sie licytowal, co ma lepszego: bypassy, czy tylko skromne zylaki. Sama bylam wiecznie chorym dzieckiem, ale podobne mi cherlaki wcale nie nalezaly do rzadkosci. Bylo natomiast jakby mniej alergii, choc znowuz w zaczadzonym Krakowie roilo sie od astmatykow. Polak wzglednie zdrowy byl mniej wiecej do 30-tki, pozniej juz zaczynala sie jazda bez trzymanki, niestety w kierunku cmentarza. Nawet to niby mocne pokolenie, co przezylo wojne, narzekalo na miliony dolegliwosci, wystarczy sobie przypomniec zatloczone przychodnie i szpitale (w tych drugich nie mialam okazji bywac). O ile potrafie zrozumiec, ze starzy ludzie sa schorowani, to juz przepoczwarzanie sie w chodzacego wraka ledwie po 40-tce jest dla mnie przerazajace. Oczywiscie obowiazkowy w naszym kraju alkoholizm i nikotynizm zrobil swoje, na inne nalogi na szczescie nikt za komuny nie mial pieniedzy.

Czy cos sie zmienilo ? Podczas moich wizyt w Polsce mam sposobnosc goscic w jednej z beskidzkich wsi i tam zwykle gwarze sobie z lokalsami na temat chorob, bo to nadal temat nr 1. Jedno ma wyciete pol zoladka. Drugie zrujnowany kregoslup - pozostalosc po samodzielnym stawianiu chalupy. Trzecie remautyzm, czwarte artretyzm. Zacmy, gluchota. Jakim cudem oni jeszcze zyja, pytam sie. W miescie nie lepiej, bo co sie kogo spotka, steka i kweka, a na alergie juz wszyscy cierpia, wlacznie z chomikami (autentyk). W mediach zatrzesienie reklam lekow, a na ulicach zatrzesienie aptek. Tylko chorowac !

Dlaczego tak jest, jak my narod rustykalny, jemy jak Pan Bog przykazal (w miescie gotowce i snacki, na wsiach tluste miecho, ziemniaki polane tluszczem i kawalek zdechlej jarzyny - albo i nie), nie mamy calej tej chemii, co zgnily Zachod...Czy aby na pewno ?

Jedno jest pewne: jesli zachorujemy w Polsce, dostaniemy taka baterie lekow i antybiotykow, ze mozna by tym handlowac na Allegro tygodniami, gdyby bylo to legalne. W UK zazwyczaj dostaniemy paracetamol, w ciezszych przypadkach ibuprofen. Skadinad zrobienie zapasow tychze specyfikow w supermarkecie jest niemozliwe. Panstwo opiekuncze dba, bysmy sie paracetamolem nie przezarli.


Monday, May 26, 2014

***

Jestem naladowana pozytywnymi wibracjami ze hej :)
 



Nie mialam pojecia, ze w Londynie odbywa sie taka impreza, jako zywo przypominajaca krakowski Festiwal Ezoteryczny, na ktory rok w rok sciagaly tlumy spragniane wrozek, jogi, hare krishna, masazy, medytacji, tarota, fotorafii aury, magicznych kamieni i krysztalow i innych podobnych atrakcji. Festiwal w koncu umarl smiercia chyba nie do konca naturalna, bo frekwencja zawsze dopisywala, wiec albo poszlo o koszta wynajmu NCK (Nowohuckie Centrum Kultury), albo jakis purpurat w koncu zakazal szatanskich zabaw, coby zdlawic konkurencje.

Wczorajsza, kilkudniowa impreza odbywla sie przy Earls Court, wstep £11. Otrzymalismy przy wejsciu reklamowki z folderami, jakims magazynem wrozkarskim i kartonik mleka kokosowego. Byly to wlasciwie targi, kazdy wystawca mial swoj boks, czy tez stoisko i tam prezentowal rozmaite wynalazki, od stosunkowo niewinnych, jak olejki eteryczne (niestety przez nasze nosy zidentyfikowane jako syntetyki), czy esencje kwiatowe (czysta woda, jak mniemam), po totalne sciemy typu 'Aktywacja DNA' (mialam ochote zapytac baby to prowadzace, czy w ogole wiedza, co to jest DNA, a nastepnie wyszarpac je za kudly i rzucic wprost pod overground train...ale to bylo zanim mnie opanowaly pozytywne wibracje i ogolne zaczadzenie dymiacymi wszedzie kadzidlami). Niestety, na takich imprezach zawsze jest pomieszanie sacrum i profanum, czyli szarlataneria przeplatajaca sie z uczciwymi i pozytecznymi prakykami. Kolezanka udala sie aktywowac DNA, jak zas ruszylam na podboj szatanstwa i znalazlam:

- stoisko Neal's Yard, firmy produkujacej naturalne i organiczne kosmetyki. Mieli minimalna znizke festiwalowa, wiec sprawilam sobie 30 ml 100 % olejku arganowego za jedyne £16.50. Nie do porownania z tym, co kiedys mialam z Amazon. Ma wyczuwalny, orzechowy zapach, jest gesty i tresciwy i niesamowicie mi wygladzil i natluscil skore przez noc. Kupilam wlasciwie z rekomendacji blogerki Ruth Crilly i bardzo sie ciesze!

- stoisko wydawcy Hay House, a tam masa ksiazek o samorozwoju. Kolezanka nabyla 'How to Become a Money Magnet', ja mala ale do rzeczy ksiazeczke z afirmacjami.




- bar weganski, gdzie zjadlysmy weganskie sushi, salatke i zielony koktail

- stoisko, gdzie nabylysmy sobie plakat z czakramami

I wiele, wiele innych ciekawych miejsc. Kamienie polszlachetne, ktore uwielbiam, ale juz nie kupuje, bo nie chce gromadzic niepotrzebnych rzeczy. Lampy solne, gdzie sie nie moglam pohamowac i kupilam najmniejsza i najlzejsza, od dawna bowiem marzylam o takim ustrojstwie, a targanie tego z Polski wydawalo sie szalenstwem. Poczytalam troche o historii lamp solnych, okazuje sie, za pomysl pochodzi z naszego kraju wlasnie, a stosunkowo niedawno w Kaszmirze i Iranie skapneli sie, ze maja zloza soli kamiennej nadajacej sie do tego celu, co zminimalizowalo droga produkcje polska...Uwazam, ze sa to piekne obiekty i czy z Klodawy, czy z Pakistanu, wspaniale ozdabiaja przestrzen i dodaja klimatu. Tudziez dobroczynnie jonizuja powietrze.



Na festiwalu bylo tez stoisko magazynu 'Psychologies' i mozna bylo kupic sobie ostatni numer za jedynego funta, z czego oczywiscie skorzystalam :)

Duzo by pisac, co tam jeszcze bylo...Na scenie udzielali sie jacys spiewajacy guru, a za dodatkowa oplata mozna bylo wziac udzial w wykladach i workshops, z czego nie skorzystalam...

Zeby dopelnic weekendu, kolezanka wykonala na mnie reiki i masaz plecow. Masaz, jak masaz, ale przy reiki mialam wrazenie, ze ktos mi przyklada zelazko do plecow - uczucie goraca i wrecz piekacej skory. Spooky.

Tak sobie mysle...tyle jest na swiecie systemow wierzen, uzdrawiania, jakiejs tam odnowy duchowej. Kazdy region ma cos wlasnego, plus multum lokalnych odmian. Pewnie kazda dziala na swoj sposob i jest dopasowana do lokalnej populacji. Jedne nacje sie wola wyciszyc i skupic na wlasnym wnetrzu, inne albo wyrzynac innowiercow, albo wisiec na krzyzu i udawac Chrystusa narodow. Osobiscie juz wole ten spokoj i ukojenie. To each their own :)

Wracajac z Londynu dyskutowalymy sobie o naszych planach B na niezbyt odlegla przyszlosc, czyli o tym, jak przeksztalcic hobby w zarobek dodatkowy, albo glowny, kiedys na emeryturze. Kolezanka robi ten kurs reiki, interesuje ja aromaterapia i ogolnie medycyna holistyczna/alternatywna, jak zwal, tak zwal. Chcialaby kiedys otworzyc klinike, miejsce ma, lozko do masazu ma. W sumie fajny pomysl. Mnie znowuz przyszly do glowy uprawnienia instruktora nordic walking, malo popularnego jeszcze w UK, gdzie sport narodowy to lezenie na kanapie, albo pub. Zajrzalam na strone organizacji powiazanej z INWA - International Nordic Walking Federation. Organizuja szkolenia, kwalifikacje sa rozpoznawane przez rzad. Spojrzalam z ciekawosci na polska organizacje, rowniez zrzeszona w INWA. Kursy sa dostepne wylacznie dla osob z legitymacjami instruktora fitness, albo po AWF. Zadumalam sie...Dajmy na to, znam tu kolesia, sprawnego, jak nie wiem, trenujacego wszystko od tenisa po kite surfing. Taka osoba nie moglaby w Polsce zostac nordic walking instructor bo nie ma jakiejs legitymacji...Jaki to ma sens ? Rozumiem, ze kursant ma byc z definicji sprawny, aby motywowal swoich podopiecznych, ale to przeciez dyscyplina rekreacyjna, a nie sport wyczynowy. Jak zwykle, wszystko w PL jest sto razy trudniejsze i niedostepne. INWA jakos nie przeszkadza, ze British Nordic Walking oferuja szkolenia kazdemu zainteresowanemu, kto oczywiscie sam potrafi chodzic z kijkami, a jesli nie potrafi, to niech sie najpierw nauczy z trenerem, a potem zabiera za szkolenia. Jak bedzie kiepski, to nikt nie przyjdzie do niego na zajecia i zostanie wyeliminowany przez niewidzialna reke rynku. Proste.

Taka mala dygresja...ale to nie piewszy raz, kiedy cos niemozliwego w Polsce okazuje sie najzupelniej mozliwe w UK. Roznica standardow, czy rozdmuchiwanie wszystkiego do nieproporcjonalnych rozmiarow ?

Milego Bank Holiday, cokolwiek robicie !

Thursday, May 08, 2014

***

Od paru dni patrze na swiat oczyma Hanny Bakuly, za sprawa tej oto lektury:




Wbrew tytulowi rzecz jest nie tyle o wytrzymywaniu, ale o roznorakich typach meskich i o tym, ktorych unikac (wlasciwie wszystkich, poza tzw. Pogodnym Miliarderem).

Jak tylko zobaczylam tytul pierwszego rozdzialu - Agent Tomek - zaczelam sie zarykiwac i tak mi juz zostalo. Podczytuje w przerwie na lunch, po czym podnosze glowe i widze tegiego jegomoscia pod 60-tke, ktory dzis akurat wdzial na siebie dosc zaskakujaca bluze moro z jakimis motywami motocyklowymi. Normalnie gania w marynarce. Czyzby zechcial sie odmlodzic ? U Bakuly podpadlby jak nic pod kategorie Dzidzia - Dziadzia. Czytam w lozku przed snem, owe opisy z piekla rodem, historie wziete z zycia i mysle sobie: no tak, przeciez tak wlasnie jest. Czesc znam z autopsji, czesc tylko z obserwacji. Jak ktos lubi zlosliwe pioro, to polecam, choc ostrzegam, bo mozna sie ze smiechu zakrztusic. Mam tez druga ksiazke Bakuly pt. 'Wnuczkozona, czyli jak utrzymac laske'. Czeka w kolejce.

W dlugi weekend zas zaryzykowalam i sciagnelam na Kindle cos takiego:




Rzeczonego pana kojarze tylko z plotek na Pudelku, a tu dowiaduje sie, ze pracowal on kiedys dla 'Twojego Stylu', pod red. Kaszuba, w czasach, gdy bylo to dobre pismo a nie szajs dla mas niemieckiego wydawcy. Przeczytalam od deski do deski. Napisane jest to jezykiem potocznym, niedbalym wrecz, autor ma swoje ulubione powiedzonka, ktore bez przerwy sie powtarzaja, tudziez operuje dosc smiesznymi wulgaryzmami. Najbardziej spodobalo mi sie 'puscic wiosla' o ludziach, ktorzy w pewnym momencie zycia sie poddali, zapuscili, roztyli i rozmemlali. Wg Jacykowa na polskiej prowincji dzieje sie to ok. 30 roku zycia.

Sporo ma racji w tym, co pisze, dozarty jest ale czyni celne obserwacje a i mozna sie porzadnie usmiac. Lektura nieobowiazkowa.

A wczoraj to se wzielam i znalazlam stare DVD z joga, odpalilam i sie porozciagalam przez godzinke, skrecajac pol tulowia w prawo, reszte zezwloku w lewo, wszystko to na jednej nodze i usilujac nie wpasc na meble. Po tym krotka relaksacja, po ktorej zasnelam jak niemowle. Wiadomo, joga wymysl szatanski, wiec dziala, ze hej :)




Sunday, May 04, 2014

***

Ze wstydem przyznaje, ze choc za oknem slonce, ja tkwie w lozku z laptopem. Tyle maili do odpisania, setki do usuniecia, zdjecia skonczylam obrabiac, teraz zas szaleje na Virtualo.pl. Przysylaja mi caly czas jakies powiadomienia o ofertach, wiec w koncu zajrzalam i skusilam sie na pozycje autorstwa Beaty Pawlikowskiej pt. 'W Dzungli Podswiadomosci', w koszyku czeka w miedzyczasie rzecz o karierze Jacka Santorskiego i poradnik prowadzenia auta dla kobiet. Cos czuje, ze na tym sie nie skonczy, zwlaszcza, ze ksiegarnia akceptuje platnosc PayPalem (przelicznik £ - PLN ok 4.90 w tym momencie), wiec szalona wygoda...

Ksiazek Beaty Pawlikowskiej przeczytalam i posiadalam pare, niestety czesc zaginela w akcji podczas przeprowadzki. Autorka pisze o podrozach i nauce jezykow, ale i wydala sporo poradnikow 'zyciowych', bazujacych na jej doswiadczeniach: z zahukanej, szarej myszki stala sie znana podrozniczka, pisarka i kobieta sukcesu.

W pracy podzielone opinie na temat smierci Peaches Geldof. Od poczatku mowilam, ze 25-letnia Peaches po prostu sie zacpala, Maruda jednak byla przekonana, ze to byl nagly atak serca czy cos w tym stylu. Kiedy wreszcie ujawniono, ze przyczyna byla oczywiscie heroina, rozgorzala dyskusja na temat tego kto jest winien itd. Oboz podzielony na tych, ktorzy wspolczuje Peaches, ktorej wlasna matka zacpala sie po smierci Michaela Hutchence i winia dealerow narkotykow, oraz tych, ktorzy, jak ja, nie maja ani krzty wspolczucia dla idiotow ladujacych w swoj system smiertelne trucizny. Jak ktos slusznie zauwazyl, gdyby Geldofowna byla bezrobotna matka z council estate ludzie nie byliby tak skorzy, aby jej wspolczuc. Dziewczyna miala wszystko: slawnego ojca, pieniadze i koneksje i byla na tyle glupia, zeby to zmarnowac. Nie rozumiem obwiniania wszystkiego i wszystkich za swoj nalog. Czy dealerzy lapia nas na ulicach i wbijaja strzykawki w ramie ? Czy jest jeszcze na tej Ziemi ktos tak durny, kto nie wie, co robi z czlowiekiem heroina ? Jestem rowniez przeciwna temu, aby z naszych podatkow sponsorowac czyjs metadon i inne rehaby. Jestes cpajacym idiota z wlasnej woli pakujacym sie w nalog ? Lecz sie sam, z wlasnej kiesy i prywatnie.

A propos Marudy: jeszcze tylko dwa miesiace i jedzie na urlop do Kenii. Bede miec troche spokoju. Co poniedzialek wkraczam do biura okolo 8 rano swieza, wypoczeta po weekendzie, w dobrym humorze i coz slysze znad komputera naprzeciwko ? Ciezkie wzdychanie, sapanie i ogol innych dzwiekow swiadczacych o duchowych cierpieniach pracownika. I tak przez caly dzien, tydzien po tygodniu, miesiac po miesiacu. Od razu mi sie odechciewa wszystkiego. Maruda ma do emerytury jakies 15 lat, wiec sie jeszcze sporo nasteka i nasapie. Czy ja chce tego sluchac. Oj, nie. Nie, nie, nie.

Co za tym idzie...Sporo sie mowi teraz, jacy mlodzi ludzie sa obecnie bezuzyteczni jako pracownicy. Jaka maja zla 'attitude', zero wiedzy, nie mysla itd. Pozwole sobie sie nie zgodzic. Co moge powiedziec o kims, kto nie wie, jak zminimalizowac okno w Windowsie ? Gdyby takie Marudy i im podobne stekacze czlapiace powoli w strone emerytury mialy teraz zaczynac kariere od zera nie spelnily by nawet 10 % obecnych wymagan, aby dostac prace placaca wiecej niz £15 000 rocznie.

Jak widac, palam dzis miloscia blizniego. Ide czytac ksiazki, moze mnie troche uczlowiecza :-)









Sunday, April 27, 2014

***

I coz ja biedna mam jeszcze napisac o Langwedocji, skoro Dublinia juz wszystko wyjasnila i zdjeciami zilustrowala ? :)

Moze, aby troszke ubarwic opowiesc, powiem, co mnie troszke irytowalo w obu krajach.

Brak znajomosci angielskiego (Hiszpanie), angielski szczatkowy (Francuzi). Moral: najwyzszy czas sie nauczyc obu jezykow, bo na nich nie ma co liczyc. Kelnerzy zupelnie inaczej na nas patrza, gdy zamawiamy cos mowiac po ichniemu. Jeden taki we Francji na nasze 'we only speak English' zareagowal szczerym 'merde'...

Dziadostwo na talerzach, czyli nieszczesne menu turystyczne za 9 - 15 euro. Zdaje sobie sprawe, ze to sa nikczemne kwoty, ale doprawdy, za dyche sporzadzilabym znacznie smaczniejszy posilek. Wino czy inne napitki akurat bywaja tansze od wody mineralnej, co i tak nie zmienia mojego spojrzenia na stolowanie sie w oblezonych przez turystow placowkach. Dlatego tez, przy okazji kolejnej wyprawy, o ktorej za moment, stawiam na wyposazony w kuchnie apartament i zaopatrzenie w supermarketach. W Hiszpanii szalalam w taniutkiej Alimerce, we Francji niezawodny okazal sie Carrefour oraz...Lidl, gdzie znalazlam bardzo dobry ser, podobno z tamtejszych gor :)

Wracajac do knajp, obsluga bywa fatalna, wolna, olewajaca, przynoszaca niedostatecznie podgrzane jedzenie, az sie chce odsunac talerz, wstac i wyjsc bez placenia. Zachod ? Poludnie, gdzie kazdy ma wszystko i wszystkich w dupie.

Wszystko wyzamykane na spusty w niedziele (Hiszpania). Dlugo sie nachodzilam, zanim znalazlam bodaj sklepik z napojami, a wracalam z Mount Naranco i pic mi sie chcialo okrutnie.

Toalety publiczne we Francji. Zgroza. Poczawszy od kibla na monety na dworcu w Carcassonne, gdzie czlowiek sie po prostu rozkracza nad dziura w podlodze (wrzucilam 30 eurocentow, zajrzalam do srodka i ucieklam), po rownie upiorne, obsrane toalety w prawie kazdym miasteczku, w ktorym sie zatrzymywalysmy...Drzwi sie nie domykaja, papieru brak. Czy oni juz tacy sa flejtuchowaci, czy po prostu maja gdzies, gdzie i jak turysta sie zalatwia ? Niepojete.

Wszyscy wszedzie kopca papierosy (Hiszpania) wiec chcac nie chcac stajemy sie biernymi palaczami. Nawet we wlasnym pokoju hotelowym. Moj pokoj akurat zasluguje na osobna rozprawke. Niestety nie zrobilam zdjec.  Co ciekawe, opinie na booking.com. sa niezle, widocznie mi dali nore, bo bylam sama. Doh.

To w sumie tyle z utyskiwan. Moze troche rozczarowal mnie Easter w La Cite, gdzie miala byc wielce sredniowieczna feta, a bylo pare namiotow z jakimis paciorkami. Za to pozostale destynacje i widoki zadowolily mnie w 100 % i nadal sie nie moge nadziwic, jaka ta Francja ladna :) Nie moge sie rowniez nadziwic, jak wypozyczalnie samochodow lupia bezczelnie ludzi. Mniejsza z tym.

A propos planow: urlop bozonarodzeniowy spedze w Lizbonie. British Airways oferuje dwa razy tanszy lot w tym czasie niz Ryaniar do Krakowa, wiec sie skusilam i w tym roku bedzie porto zamiast barszczu z uszkami. Jak slysze, tam tez ze stolowaniem sie na miescie tak sobie, wiec planuje zgromadzic prowiant na pare dni i tak sie zywic. Tymczasem przeczesuje Internet w poszukiwaniu idealnej lokalizacji. Tyle tego jest!






Saturday, April 26, 2014

There And Back Again

Bez zbednych wstepow, droga mlodziezy, przejde do rzeczy, to jest przydlugiej  relacji z jakze przyjemnego i udanego urlopu :)

Po raz pierwszy obskoczylam dwa kraje naraz, co z uwagi na bliskosc poludniowej Francji i polnocnej Hiszpanii okazalo sie dla niezmotoryzowanego turysty bardzo latwe. Lecialam do Asturias w towarzystwie chmary hiszpanskiej dziatwy, jak nic wracajacej ze szkolnej wycieczki do Londres. Moj Boze, ja w ich wieku sie cieszylam, jak nas do Krakowa wyslali na jeden dzien, czy innej Rabki. Poczatkowo jazgotliwi, zostali usadzeni wespol-zespol i reszta pasazerow odetchnela z ulga, zrobilo sie ciszej a ja zatopilam sie w lekturze 'Killing Floor' (another Jack Reacher book, aha!). Po niecalych dwoch godzinach samolot smignal nad plaza, jakimis chaszczami i wyladowalismy. Lotnisko male, ale dobrze, ze jest i laczy nas z tym malo znanym, celtyckim, nigdy nie podbitym przez Maurow zakatkiem Hiszpanii. Wsrod pasazerow bylo niewielu Anglikow, jak sie potem okazalo, w Oviedo bylo ich jeszcze mniej.

Okazalo sie, ze nic z lotniska nie jedzie do miasta w przeciagu kolejnych dwoch godzin, zatem wraz z dwojgiem uprzejmych i mowiacacych po angielsku (ewenement, jak sie okazalo) Hiszpanow  wzielam taksowke, jakos znalezlismy moj hotel i tam doznalam niemalego szoku. Poczatkowo wrazenie bylo dosc dobre, mimo smrodu papierosow unoszacego sie po wszystkich pietrach. Recepcjonista, stary dziadek, oczywiscie mowil tylko po hiszpansku, obadal moj paszport, po czym zapytal o nacionalidad...Przeciez widac w paszporcie. Kiedy dotarlam do mojego pokoju, okazalo sie, ze mam podwojne lozko, ale za to trzy z czterech gniazdek nie dzialaja a kabina prysznicowa rozpada sie na kawalki i jest brudna. Coz, to jest to, co dostajemy za £25/noc. Zabilam podejrzanego insekta pedzacego ku lazience i poszlam spac.

Nastepne trzy dni: eksploracja Oviedo i nadmorskiego Gijon. Oviedo okazalo sie uroczym, eleganckim - moze nawet zbyt posh - niesamowicie czystym i ladnym miastem i przeroslo moje oczekiwania. Nastawialam sie na dziure z malenka starowka, na deszcze i nude. Nic z tych rzeczy. Spokojnie mozna tam udac sie na bank holiday weekend, a w lecie uzyc jako bazy do wypadow w kierunku gor. O charakterze miasta decyduja wszechobecne rzezby i pomniki, w tym bohomaz Salvadora Dali, nieopodal dworca. Pogoda na piatke, chlodno rano i wieczor, w koncu to dopiero polowa kwietnia, po poludniu robilo sie wrecz goraco. W niedziele postanowilam znalezc slynne przedromanskiego koscioly, ktore niestety byly zamkniete, ale i tak marszruta ku wzgorzu Naranco byla bardzo przyjemna, choc dluga. U gory cicho, zielono, wszedzie ladne wille - zapewne najdrozsza dzielnica miasta. Za dnia napatoczylam sie na ludowy zespol grajacy na kobzach i plasajacy jakies ludowe tany. Juz dawno nic tak mi sie nie spodobalo! Pochodzilam po pchlim targu, zrozumialam, dlaczego wszyscy targaja zielone chabazie (Niedziela Palmowa, ciolku...), zlokalizowalam dworzec kolejowy (5 min drogi od hotelu) i autobusowy oraz centralnie polozony, wielki park San Francisco. Poniedzialek zszedl mi na wycieczce do niedaleko polozonego portowego Gijon, gdzie wreszcie skosztowalam slynnej La Fabada (fasolka po bretonsku, tylko ze z chorizo) i sidra. Wszystko to dzialo sie w opanowanej przez lokalnych raczej niz turystow knajpie, z psem wsadzajacym mi prawie leb do talerza (perdon, perro no molesta ?) Asturyjski cider smakuje jak sok wycisniety ze zgnilych jablek i prawidlowo, niestety po zaledwie jednej flaszce 0.75 cl nadawalam sie tylko do sjesty. Zamiast tego poszlam wzdluz plazy do Gijon Aquarium, gdzie ponoc rekiny i inne stwory pokazuja. Niestety, z wizyty tej niewiele pamietam, ale i tak miejsce to wydaje sie godne polecenia, jesli tam kiedys bedziecie. Bilet 15 euro.

Wymeldowalam sie we wtorek rano, zostawilam manele w hotelu i poszlam szukac przystanku Eurolines, ktory okazal sie byc umiejscowiony na dworcu autobusowym, a ja go szukalam po jakichs rondach nie wiadomo gdzie...Pochodzilam jeszcze po handlowej czesci, zajrzalam do Desigual, ruszylam na starowke, posililam sie turystycznym menu za 9 euro, znalazlam pomnik Woody Allena i podreptalam w kierunku dworca. Po 12 godzinach spedzonych w autokarze w poczatkowo ciemnoskorym towarzystwie - autobus jechal do Paryza z przesiadka w Bilbao, wiec sami Paryzanie nim jechali, hehe - dotarlam do Carcassonne, na szczescie na 7, a nie 6 rano. Znalazlam B&B, porzucilam plecak i ruszylam w kierunku cytadeli, czyli La Cite, zatrzymujac sie na sniadanie w kafejce, gdzie z miejsca poczulam francuski klimat: ludzie czytajacy poranna gazete przy kawie, przechodnie z bagietkami, pierwsi turysci z aparatami. Atmosfera bardzo laid back, nikt sie tam nie spieszy, bo i po co. Pogoda pocztowkowa, juz kolo 10 - tej zrobil sie upal. Obeszlam zamek z zewnatrz, odkrylam z radoscia, ze z murow widac osniezone Pireneje, polazilam wsrod sklepow z pamiatkami i ruszylam z powrotem z w strone B&B, aby stamtad zabrac sie z wlascicielka na lotnisko, aby odebrac Dublinie :)

c.d.n. - niech Dublinia najpierw zrelacjonuje swoje langwedockie wrazenie, a ja doloze moje  trzy grosze.

Dodam tylko, ze pomimo iz Hiszpanie nie wladaja jezykami obcymi i aby dostac klucz do mojego pokoju, musialam napisac jego numer na kartce, w McDonaldzie dogadywalam sie na migi, tylko w punktach informacji turystycznej bylo ciut lepiej, to i tak okazywali pomoc, na ile sie dalo, pokazywali droge itd.

Tymczasem, niech przemowia obrazy:
























Wednesday, March 12, 2014

***

Zastanawiam sie, czym by Was dzis zaszokowac :) O sterylizacji juz bylo, moze o botoksie ? Powiekszaniu biustu w Czechach (najtaniej!) ? Moze o tym, jak w ostatni weekend korzystajac z okazji - bylam sama w domu - pochwycilam kupiony jakis czas temu na promocji w Boots zestaw do depilacji cieplym woskiem i jelam eksperymentowac. Ja z tych, co wszystkiego sprobuja w zyciu choc raz, za wyjatkiem truzin typu twarde narkotyki. Wstawilam wiec na gaz mini rondelek z tymze woskiem, zamieszalam szpachelka i do dziela :) W miedzyczasie zerkalam na tablet i filmiki na You Tube, gdzie mozna pobrac stosowny instruktaz dla poczatkujacych i zaawansowanych. Ostrzegano, aby na depilacje bikini wybrac sie do kosmetyczki i nie bawic sie w to samemu w domu...Jakos dalam rade, choc poczatki byly w rzeczy samej trudne, ale wprawa przychodzi z czasem. Woskowanie to wcale nie taki hardcore, jak go pisza, choc pod pachami faktycznie boli jak pieron i jednak pozostane przy golarce. Na nogi depilator. Po co w ogole sa te wlosy ? Tyle zachodu, zeby usuwac, wyrywac, przycinac, zapobiegac wrastaniu. Ech...




Sunday, February 23, 2014

***

W Polsce wiosna, jak mi donosza, w UK znow wieje ale snieg nam raczej nie grozi. Balam sie, ze przyjda mrozy, drogi beda skute lodem a ja biedna bede sie slizgac w mojej (tzn. nie mojej, a instruktora) Fiescie. Idzie mi calkiem niezle, choc mam bardzo ciezka noge tudziez odruchy w stylu Hollywood - szarpanie sie z dzwignia zmiany biegow czy kierownica, zupelnie niepotrzebne. No i zestresowana jestem, ale w koncu wciaz ze mnie swiezak, a tu chlop kaze mi dociskac pedal gazu do 70 mph. Choc, szczerze mowiac, wole to 70 mph na dobrej drodze niz czolganie sie przez pipidowy z minimalna predkoscia, wymijanie rowerzystow (won na sciezki rowerowe, albo do lasu), drogi waskie, jak cholera...Stary Swiat, budowany z mysla o pieszych wedrowcach i pojazdach konnych, nie o wspolczesnym ruchu samochodowym. Pamietam jednak, jak kiepsko bylo pod tym wzgledem w Malopolsce, czy jest tak nadal, nie wiem, gdyz w okolicach Ojcowskiego Parku Narodowego nie bylam kilkanascie lat. Jezdzilo sie tam ongis do znajomych, ktorzy mieli chalupe i pole na terenie parku a 'droga' don prowadzila przez las i byly to po prostu koleiny w blocie, po ktorych ganialy stada wscieklych gesi. Jak po takiej jezdzie wyglada auto, potrafie sobie tylko wyobrazic. W Surrey mamy natomiast plage potholes, sa one regularnie zglaszane do councilu, ale jakos nie widze, aby znikaly. Na dziury w chodnikach juz, jako pieszy, nie reaguje. Jest to paradoks, ze lokalna populacja jest jedna z najzamozniejszych z Wielkiej Brytanii, a zyje w zacofanej wsi, z fatalna nawierzchnia drogowa, kiepskim albo wrecz zadnym sygnalem komorkowym itd. Jednakowoz Brytyjczycy wielbia swoj country living i ani rozwalony asfalt, ani pociag do Londynu mknacy 20 mph i zawsze opozniony, ani wolny Internet czy telefon im na tyle nie wadza, aby aktywnie walczyc o cos lepszego. Ja tymczasem licze dni, aby sie stad wyprowadzic. Jak zapewnie wielokrotnie powtarzalam, lubie nowoczesnosc w domu i zagrodzie i wiejskie uroki kompletnie do mnie nie przemawiaja - chybe, ze 20 mil dalej mam odpowiednio duze miasto, wtedy moge to jeszcze przebolec.

Wygrzebalam papiery z HSBC i zaczelam wglebiac sie w meandry pracowniczego funduszu emerytalnego, bo kiedy dostalam caly ten welcome pack, cisnelam go w kat i na tym sie skonczylo. Do niedawna jedyna obowiazkowa forma oszczedzania na emeryture byly skladki w ramach National Insurance (tutejszy ZUS). Wg kalkulatora na rzadowej stronie, kiedy osiagne magiczny wiek 68 lat, panstwo zacznie mi wyplacac zawrotna sume £110 tygodniowo. Oczywiscie panstwo nie wie, jak dlugo bede zyc i ssac z nich te nikczemna kwote, aczkolwiek mysle, ze za 39 przepisowych lat placenia NIN moznaby oczekiwac, ze Basic State Pension bedzie przynajmniej rowna minimalnej pensji. Co wiecej, im lepiej zarabiamy, tym wyzszy haracz w postaci NIN panstwo nam sciaga z pensji, ale nie wplywa to na wysokosc podstawowej emerytury panstwowej i nadal jest to nikczemne £110/week. Nic dziwnego, ze angielskie emerytury uchodza za jedne z najgorszych w Europie.

Poniewaz  znakomita czesc mieszkancow Wysp nie martwi sie, z czego bedzie zyc na starosc, rzad wpadl na pomysl auto-enrolment, dajac nam czas do namyslu i podjecia decycji przystapienia do drugiego filaru, gdzie pracodawca rowniez kontrybuuje do skladek. U mnie firma podwaja to, co ja wplacam a ile z tego bede miec za 30 lat, ilustruja wlasnie owe papiery, ktore zaczelam studiowac. Wplaty sa proporcjonalne do zarobkow, co w moim przypadku nie oznacza niestety, ze do czterech stowek od rzadu dojdzie drugie tyle. Far from it. Recepta jest prosta: zaczac wiecej zarabiac i wiecej odkladac. Tu pojawia sie moj dylemat finansowego ignoranta. Czy warto zawracac sobie glowe ewentualnym trzecim filarem, w postaci np. stakeholder pension ? Czy jest to lepsza forma oszczedzania na przyszlosc niz savings accounts, ktore maja przeciez strasznie niskie oprocentowanie ? Najwazniejsze, zeby odkladane teraz pieniadze nie okazaly sie guzik warte za 30 lat w wyniku inflacji, zatem skarpeta czy pudelko pod lozkiem odpada - ale to chyba dla kazdego jest jasne :)

Dlaczego mnie wzielo nagle na myslenie i planowanie ? Coz, ciezko mi uniknac refleksji nad moim bytem obecnym w brytyjskim kraju-raju. Zakladam wariant dosc optymistyczny, choc przyziemny. Kolejne 30 lat wynajmowania pokoju/mieszkania tam, gdzie akurat pracuje, kolejne 30 lat nieprzerwanej pracy na pelen etat i oby nie byl to obecny pracodawca przez kolejne 30 lat, bo wtedy to faktycznie na starosc torba i kij. Potem panstwowa i prywatna emerytura w lape i wyprowadzka gdzies, gdzie jest cieplo, rachunki za energie niskie i mozna za te grosze przezyc. Za 30 lat swiat moze sie zmienic i na pewno sie zmieni diametralnie, moze nie byc Unii, euro, moze przetoczyc sie kolejne kilka wojen, kraje, ktore dzis w ogole nie sa brane pod uwage jako miejsce do zycia, moga stac sie calkiem interesujaca opcja. Wyglada na to, ze musze zaczac sie interesowac troche bardziej polityka i ekonomia, zeby miec pojecie, gdzie mniej wiecej chce sie umiescic.

Perspektywa 30 lat harowania na godna starosc w tym wiejskim wygwizdowie srednio mi sie podoba, szczerze mowia i najchetniej bym po uzyskaniu brytyjskiego paszportu (jeszcze 3 lata) przetransferowala sie w cholere gdzies, gdzie czlowiek nie marznie przez 9 miesiecy w roku. Tak czy siak, gdzies pracowac trzeba. Byle nie w Polsce, za 300 euro miesiecznie.

Wracajac do placenia podatkow i NIN, z ktorych mamy potholes, niewydolna kolej, £110 panstwowej emerytury tygodniowo (i bus pass po 75 roku zycia, hej!), darmowa antykoncepcje, domy dla biednych, a wielodzietnych tudziez 'samotnych' matek, metadon dla narkomanow oraz zagwarantowana 10 minutowa wizyte u GP, ktory najpewniej przepisze nam paracetamol...Wszystkie moje powyzsze plany, jak dalo sie zauwazyc, nie uwzgledniaja kamieni milowych w zyciu przecietnego czlowiaka, czyli kupna nieruchomosci i powolywania na ten najlepszy ze swiatow dzieci. Kupno domu czy mieszkania to niewatpliwie swietny pomysl, jesli mamy zamiar zalozyc czy tez powiekszyc rodzine, albo jesli jestesmy nastawieni na spedzenie nastepnych kilkadziesieciu lat w jednym miejscu (co ze zmianami pracy, dojazdami itp.?). Jesli chodzi o prace, jestem nastawiona na jej zmienianie, w zaleznosci od mozliwosci i potrzeb - sa pracodawcy, ktorzy wymagaja ilus tam lat doswiadczenia, wiec jeszcze nie moge ich nekac, ale juz za pare lat owszem - jesli zas chodzi o potomstwo, mysle, ze musze podjac teraz meska nomen-omen decyzje, czy je miec bede czy tez nie. Za moment stuka mi 35 lat (wspanialy wiek!), milosci zycia jak dotad nie poznalam, do zwiazkow mnie specjalnie nie ciagnie zatem szala wagi przechyla sie tu na niekorzyc pieluch. A zatem:





Opcja dolna jest zrozumiala sama przez sie, gorna jest OK, srodkowa zas implikuje wiele, wiele lat szpikowania organizmu syntetycznymi hormonami, co niezbyt mi sie podoba. Tu na arena wkracza NHS, ktory niedoplatnie proponuje pozbycie sie raz na zawsze tego watpliwego dla niektorych przywileju. Jak to wyglada w praktyce, bo w teorii bardzo prosto, bede sie miala okazje przekonac.

Uff, wywnetrzylam sie za wszystkie czasy. Byc moze nie wszystkie informacje sa w 100 % trafne, mam taki stan wiedzy, a nie inny w tym momencie i probuje to jakos ogarnac. Wszak na tym polega doroslosc, nieprawdaz ?

Saturday, February 15, 2014

Runaway Train

South West Trains are cursed. Troche juz tu mieszkam i z zadnymi innymi pociagami nie mialam tylu problemow. Ilekroc wracam z Londynu zawsze, zawsze sa opoznienia. Albo maja usterke w sygnalizacji, albo ktos skacze pod pociag (samolubni kretyni) albo - jak wczoraj i dzis - powieje troche, spadnie pare galezi na tory i caly ruch zostaje wstrzymany. Spedzilam Walentynki koncertowo na Wembley i wielce sie radowalam, ze spokojnie zdaze na ostatni pociag do domu. A tu dupa. Najpierw informacja: trains delayed. Dobra, mysle sobie, pozbieraja galezie i za 2, 3 godziny pojedziemy. Okolo 1 w nocy obwieszczono nam, ze pociagi sa nie opoznione, a odwolane. Wszyskie pociagi z Waterloo, nie wiem, czy nie najwiekszego dworca w Londynie. Zimno jak pieron, przeciagi, lawek praktycznie nie ma. Koczowac tak cala noc ? Na szczescie wypatrzylam, ze ludzie zaczynaja wchodzic i wychodzic do jednego z pociagow, wiec postanowilam sie tam ulokowac i czekac na lepsze czasy. W dosc sympatycznej atmosferze - Anglicy sie nie pienia, w Polsce pewnie by chcieli kogos na miejscu zlinczowac - w przyjemnym ciepelku zeszlo mi do 4 nad ranem, po czym kolej wynajela taksowki i zaczela rozwozic pasazerow do miejsc przeznaczenia. Koszt dojazdu do mojej miejscowosci wyniosl ich ze 200 funtow. Z tego, co widze na stronie National Rail, nadal nic nie wyjezdza z Waterloo. Parafrazujac powiedzenie: bodajbys w poludniowo-zachodniej Anglii pociagami jezdzil!

Cale szczescie, ze mialam przy sobie ksiazke. Goraca czekolada z Costy plus przygody Jacka Reachera i mozna zniesc wszystko :)

 A propos ksiazek: 'The Bourne Identity' Ludluma przywrocila mi radosc czytania fikcji literackiej, po ktora w zasadzie nigdy nie siegalam. Tak, wiem, przyznaje sie, ze podoba mi sie taka literatura niepiekna i mam zamiar siegnac po tytuly w stylu 'Dzien Szakala' Forsytha, 'Orzel wyladowal' Higginsa (uwielbiam film ze starym Sutherlandem i M. Caine), reszte Bournow i Reacherow, o Grishamach i Kingach nie wspomne. Tak naprawde zawsze lubilam czytac, niestety Internet i telewizja sa latwiejszymi w odbiorze mediami i po prostu mi sie odechcialo skupiac na slowie pisanym...Wyglada na to, ze znow mi to sprawia przyjemnosc i ratuje skore w sytuacjach opisanych powyzej, kiedy gdzies tkwie, bateria komorki pada i nie mam do kogo otworzyc geby.

Zarzekam sie jedynie, ze nigdy nie siegne po jakies denne Twilighty czy inne Graye. Nie rozumiem bowiem fenomenu niedoruchanych, za przeproszeniem, kobiet, ktore marza o tym, zeby je przelecial wampir czy przywiazal do lozka jakis biznesmen. Za to historie szpiegowskie, spiskowe, wojenne, dobra akcja i sensacja - w to mi graj :)





Sunday, February 02, 2014

Get ripped

Jakem zdeklarowany wrog wszelakich sportow (ok, moze nie wrog, ale na pewno ze sportem mi nie po drodze), tak przelamalam gym-o-phobie i wykupilam karnet do mojej lokalnej silowni. Dzis zaliczylam pierwsza sesje. Mlody, przypakowany chlopaczek kazal mi wskoczyc na wage, po czym, o zgrozo, zmierzyl mi obwod talii i ud, milosciwie pomijajac biodra i biust. Wytlumaczyl jak co dziala, kazal zrobic 10 min na crosstrainerze - bylam pewna, ze skonczy sie spektakularnym upadkiem jak w Brigett Jones - po czym widzac, ze nie spadlam, zostawil mnie na pastwe biezni, rowerkow itd. Pocwiczylam sobie godzine i powloklam sie do domu. Za tydzien znow spotkanie z mlodym, bedzie mnie wtajemniczyl w weight training (serio?), ja zas pakuje na jutro adidasy i stosowny przyodziewek i ide zaraz po pracy, bo jak nie isc, skoro gym jest tuz obok, doslownie 5 min spacerkiem ? Jestem zadowolona i dziwie sie sama sobie, dlaczego nie zrobilam tego wczesniej.




Jakem osoba nienawidzaca biegania, za wyjatkem gonienia za autobusem, co w Anglii ma miejsce nader rzadko, zastanawiam sie na serio nad zmuszeniem sie do tej formy rekreacji. Znalazlam dobry plan, ktory bede musiala wcielic w zycie, jako ze na chwile obecna nie pobiegne dluzej, niz 1 minute. Plan jednakowoz to uwzglednia i proponuje naprzemienny bieg i marsz. Na szczescie jest nadal ciemno wieczorami wiec moje truchtanie i czlapanie przejdzie niezauwazone. A biegaczy tu naprawde sporo.

http://jak-biegac.pl/plan-treningowy-dla-poczatkujacych-biegaczy

Przed marcowym urlopem w Polsce chce zdac teorie jazdy. Zaraz zas po Wielkanocy, kiedy przewala sie moje plany wyjazdowe, zaczynam wysylac CV tam, gdzie od dawna wiem, ze chc je wyslac. Czy zbiegnie sie to w czasie w moimi postepami za kolkiem, to sie okaze.

Sporo pozytywnych zmian, jak na poczatek roku!  Ostrze sobie zeby na wielkanocny spring break, zwlaszcza, ze polnoc Hiszpanii ma naprawde fajne widoki i miejsca do zaoferowania, takie Llanes chociazby.




A i w Langwedocji czekac nas beda przygody, co do tego nie mam watpliwosci :-)

Jako ze dzis i pocwiczylam, i porobilam testy, teraz pora na nagrode, czyli trzeci film z czteroczesciowego boxu z Bournem. Nabralam z tego wszystkiego ochoty, by ksiazke Ludluma przeczytac. Najpierw jednak musze wreszcie dokonczyc biografie Heleny Rubinstein, skadinad bardzo interesujaca. Podczytuje ja glownie w samolotach i pociagach i zachodze w glowe, jak to ten przemysl kosmetyczny sie rozwijal. Nie mialam pojecia, ze chirurgia plastyczna zaczela sie od rannych zolnierzy, ktorym reperowano zdeformowane twarze i dopiero potem zaczeto 'naprawiac' faktyczne badz wyimaginowane defekty urody. Sama zas pani Helena, 'Madame', wziela sie z ekstremalnej biedy krakowskiego Kazimierza, uciekla od zaaranzowanego malzenstwa do Australii i tam zaczela powoli budowac swoje niezwykle imperium, stajac sie w koncu  jedna z najbogatszych kobiet swiata. Ciekawa lektura, polecam chocby do podrozy.






Saturday, January 25, 2014

Gas! Gas!

Stalo sie. Raz kozie smierc, Dita zasiadla za kolkiem.

 
W UK nauka jazdy wyglada tak. Nie ma osrodkow, kursow ani placow manewrowych. Sa szkoly, jak AA czy BSM, z ktorymi wspolpracuja instruktorzy na samozatrudnieniu. Mozemy znalezc tez niezaleznego instrukora. Mozemy wreszcie uczyc sie pod okiem kierowcy w wieku +21 lat, z brytyjskim prawem jazdy od lat co najmniej trzech. Przylepiamy literke L na aucie, podlaczamy sie do ubezpieczenia kierowcy na czas nauki i w droge. Teorii uczymy sie sami, materialy dostepne sa w ksiegarniach, na Amazon itd.

W droge ? Tak, poniewaz z braku wspomnianych placow, gdzie w NORMALNYCH krajach delikwent uczy sie ruszac plynnie, hamowac, zwalniac, przyspieszac, skrecac, slowem kontrolowac auto, nauka odbywa sie na jakiejs spokojniejszej, osiedlowej ulicy. Spokojniejszej, nie znaczy wylaczonej z ruchu. Osiedlowej, czyli waskiej i oblozonej z dwoch stron zaparkowanymi samochodami - bo oczywiscie garazy czy innych stosownych miejsc do parkowania brak. Ruszamy wiec w ciasnote i tak sie uczymy. Na pierwszej lekcji robilam kolka wokol naszego osiedla. Na drugiej zas puscilam sie do sasiedniej osady, droga z limitem 60 mph (96 km/h). Wciaz zyje, ofiar w ludziach i zwierzetach brak, cierpia tylko opony, bo nie wiedzie czemu kocham zahaczac o krawezniki czy wrecz najezdzac na chodnik przy skrecaniu. 

Instruktor jest we wlasnym mniemaniu bylym pilotem RAF, kierowca wyscigowym, byl w SAS i gdzies tam jeszcze. Nizszy ode mnie, z brzuchem i brzydki. Z autopsji wiem, ze takie opowiesci dziwnej tresci sa zazwyczaj klamstwami, ale puszczam je mimo uszu. Oby uczyl i nauczyl, doprowadzil do egzaminu i tyle.

Po pierwszej lekcji zadalam sobie pytanie: dlaczego nie zrobilam tego wczesniej ? Okazji bylo multum. Jednak lepiej pozno, niz wcale, prawda ?

Zyje jazda, robie testy na kompie, wertuje Highway Code i ksiazki z DSA, kupilam nawet pierwszy platny app na Androida (AA Theory Test). Zaczelam tez studiowac polskie strony i czytac, co tam internauci pisza o swoich przejsciach w Anglii i w Polsce. W Polsce, jak sie dowiaduje, zmieniono teraz egzamin praktyczny tak, ze niektorzy instruktorzy go nie zdaja. Pod tym wzgledem chyba w UK, jak i wielu innych aspektach, jest latwiej. Siedze na Autotrader i ogladam, co tam maja i po ile. Oferty leasingowe nie dotycza niestety nowo upieczonych kierowcow. Nie moge sie doczekac,aby miec wreszcie wlasne cztery kolka. Wreszcie bede mogla podjechac do lasu, a nie cwalowac tam godzine, wreszcie pojade nad morze - Eastbourne wydaje sie bardzo ladne -wreszcie nie bede musiala wychodzic od znajomych o 6 wieczor, zeby zdazyc na ostatni autobus.

Z innej beczki. Wskutek wymuszonej bolem leczonego w Polsce zeba diety (nic cieplego, nic ostrego, nic twardego) zrzucilam jakies 3 kilo. Polecam marchewke pokrojona w slupki (mozna kupic gotowa, carrot batons) z humusem. Swietna przekaska i zapycha, bo ile moza zjesc marchewki ? Polecam owsianke na wodzie, nie mleku. Wreszcie nie musze dzwigac 4 pintowych butel mleka. Polecam wyrzucic z domu chleb, choc przyznaje sie, ze w pracy chrupie Ryvite. Polecam wreszcie wielgachne talerze warzyw, jarzyn, surowych, podgotowanych, wedle uznania, a takze ryby i piers z kurczaka. Jak widze w lustrze, na wadze i czuje po spodniach, to wszystko dziala. Do tego troche ruchu i naprawde nie ma takiej opszyn, zeby nie schudnac :)

To co ? Lece na kilkunastokilometrowy spacer.






Zauwazylam, ze mam strasznie spamowych kometarzy, wiec wlaczylam znienawidzona opcje wpisywania tych durnych cyferko-literek.