For Your Pleasure

For Your Pleasure

Tuesday, October 29, 2013

***

Lubie dzialac szybko i od razu realizowac pomysly. W sobote zawedrowalam do dyskontowej ksiegarni The Works i kupilam przewodnik po polnocnej Hiszpanii. Przez nastepne dwa dni go studiowalam, jednoczesnie konsultujac sie z Dublinia w temacie Carcassonne. Wczoraj zaklepalam sobie urlop przed Wielkanoca, co oznacza, ze bede miec 10 dni wolnego ciurkiem. Dzis zas szast, prast, zabukowalam loty Londyn - Asturias i Carcassonne - Londyn. Kwestia pokonania trasy Hiszpania - Francja pozostaje na razie otwarta, ale sposobow nie brakuje. Bardzo chcialam pojechac w Pireneje, jednak stwierdzilam, ze te odloze na inna okazje i nie bede ich laczyc z innymi lokalizacjami, no, moze z Barcelona.

Nie mialam pojecia, ze polnoc Hiszpanii jest taka...niehiszpanska. Pija tam cider, na kobzach graja jak Szkoci jacy, architektura i przyroda bardziej mi przywodzi na mysl Irlandie czy pln Anglie. Slowem, moze byc ciekawie, jesli nie z deka deszczowo. Wiem juz niestety, ze wypad do wspanialych gor Picos de Europa bez samochodu jest wlasciwie niemozliwy, bede probowala przynajmniej obskoczyc okoliczne wioski. Chcialabym tez zaliczyc Altamire, powloczyc sie po starym Bilbao i stamtad juz autobusem ruszyc do Carcassone na spotkanie Dublinii. Taki jest z grubsza plan. Teraz musze znalezc hotele - akurat ceny sa bardzo przystepne, bo i pora przedsezonowa - posprawdzac, co i jak tam jezdzi i czekac wiosny!







Friday, October 11, 2013

Torna a Surriento

Zaczne od konca. Easy Jet ochoczo sprawdza wymiary bagazu podrecznego, kazac upychac pasazerom mini-walizeczki do pomaranczowych klatek. Pierwsza walizka zaklinowala sie i trzeba bylo trzech trzymajacych i jednego szarpiacego, aby ja wydostac. Nastepna: to samo. W koncu spisali jakiegos nieszczesnika i walizka pojechala z bagazem odprawionym, czy za dodatkowa oplata, tego nie wiem. Boarding sie przez to przedluzyl, ja jakos przesliznelam sie do samolotu pod nosem czujnej pani cerber ale niewiele brakowalo...A tez mialam walizke pekata, bo nakupowalam w przeddzien wyjazdu rozmaitych serow, szynki parmenskiej, a na lotnisku miniaturki Limoncello dla babek w pracy i wielka torbe cytrynowych landrynek dla pozostalych wspoltowarzyszy codziennej niedoli. Przy kontroli paszportu przed wylotem do Londynu pani zwrocila sie do mnie po imieniu i poczela zagajac po wlosku: Londra ? parle Italiano ? Ja na to, ze nie, nie, Polish, English...Czyzbym wygladala na Polke mieszkajaca w Neapolu, a wybierajaca sie po cos do Londynu ? Hmm...

Nocka na Gatwick nie byla taka zla, utrzymalam przytomnosc do ok 2 a.m., podrzemalam na siedzaco i o 4 nad ranem poszlam do kontroli bezpieczenstwa. Pokrecilam sie po wolnoclowce. Zanim sie oberzalam, juz siedzialam w samolocie. Pod koniec lotu widoki byly wprost boskie. Jakos nie zakodowalam sobie w lepetynie przed wyjazdem, ze wybieram sie w okolice wybitnie gorskie i dotarlo to do mnie dopiero, kiedy frunelismy nad niesamowicie uksztaltowanym terenem, takoz hojnie obdarzonym przez Nature, jak i przez nia przekletym. Wszak Vesuvio ma ktoregos dnia wybuchnac ponownie i jest to tylko kwestia czasu...

Nie mialabym nic naprzeciw powrotowi do Sorrento. Jest to sympatyczne, glosne i bardzo zatloczone miasteczko nad morzem, doskonale polaczone z Neapolem (bezposrednie polaczenie z lotniskiem), miejscowosciami na wybrzezu amalfitanskim i Pompejami oraz wyspami - do wyboru pociag, autobusy i promy. Sorrento ma klimat, ktory natychmiast przypadl mi do gustu i okazalo sie doskonala baza do dalszych wypadow.

Rozczarowal mnie bardzo Neapol, mimo, ze slyszalam wczesniej negatywne o nim opinie. Nie wyobrazam sobie spedzic tam wiecej niz jeden dzien, chyba, ze za kare. Chwilami przypominal mi najbardziej zatechle uliczki krakowskiego Podgorza czy Kazimierza, z tym, ze sto razy brzydsze. Ma co prawda przepiekna swiatynie - Duomo - ale juz np. glowna (?) ulica handlowa to ponury zart w porownaniu z europejskimi czy brytyjskimi metropoliami. Co za tym idzie, mieszkancy nie maja za bardzo gdzie (a i pewnie za co) sie ubrac i wygladaja jakby hurtowo wyjeci z Polski lat wczesnych 90-tych. Fryzury meskie wyjebane w kosmos - Wlochy stolica mody ? Na pewno nie poludniowe...

Gdybym miala wybrac trzy hity tych wakacji, bylyby to w kolejnosci nieobowiazkowej Wezuwiusz i Pompeje, Capri i Positano, a takze malutkie miasteczka typu Ravello, Nocelle gdzie kozy kuja, bo kozami wali na prawo i na lewo, czy Massa Lubrense. Klimaty rodem z lat 50-tych, ludzie pozdrawiaja ksiedza idacego (nie prujacego Jaguarem) ulica, koty grzeja sie na sloncu, papierosow kupic w poludnie nie sposob, bo tabakiernia wyzamykana na cztery spusty - trwa sjesta. Jednoczesnie, w najmniejszym, najbardziej niepozornym miejscu zawsze jest jakies ristorante, hotelik i tabacchi. Turysta z glodu, czy to jedzeniowego czy nikotynowego, nie umrze! Co wiecej, nawet prosta, skromna kanapka z pieca z mozarella smakuje przepysznie i daje energie na wiele godzin - to a propos lamentow nad kosztami stolowania sie w Italii. Oczywiscie, jesli ktos musi miec piec pelnych posilkow dziennie plus przekaski, koszty niewatpliwie poszybuja w gore, ale na szczescie ja nie z tych...

Na niekorzysc tego jakze urokliwego regionu przemawiaja koszmarne ilosci leciwych zazwyczaj turystow, koncentrujacych sie co prawda w oczywistych skupiskach, typu Amalfi, Sorrento czy centrum Capri. Niektore restauracje maja menu po niemiecku...Srodki transportu publicznego sa przepelnione, jak pociagi w Indiach i dotarcie gdziekolwiek zajmuje dlugie godziny. Jestem pelna podziwu dla wloskich kierowcow mknacych po przylepionych do skal serpentynach, jednak mimo ich umiejetnosci droga wlecze sie niemilosiernie. Po pierwszej wycieczce do Amalfi bylo mi niedobrze i przez pol dnia chodzilam ze smetna mina. Niewiele tam do zobaczenia poza pieknym kosciolem i naburmuszonymi kelnerami. Z drugiej strony, wystarczy wysciasc troche wczesniej z autobusu i podreptac w dol schodami, aby znalezc sie na One Fire Beach w Praiano - byloby tam idealnie, gdyby wlasciciel knajpki nie upieral sie na katowaniu przybyszy kiepskiej jakosci muzyka lounge. Kto chce, moze z Amalfi zabrac sie autobusem do Bomerano, tam zjesc kanapke - monstrum, zaopatrzyc sie z picie na droge i ruszyc pieszo przez gory do Positano. Trasa fantastyczna, widoki takie, ze zobaczyc i umrzec, a jaki workout! Silownie sie chowaja.

Na Capri najlepiej przeznaczyc mininum dwa dni i jechac najwczesniejszym promem. W jeden dzien tez mozna sporo zobaczyc, a jest na co popatrzec: zaiste boskie pejzaze. Tyberiusz wybral sobie doskonala lokalizacje na swoje legendarne orgie :) Warto przespacerowac sie do ruin jego willi, a potem pojechac na Anacapri i wziac kolejke gorska na wzgorze, z ktorego roztaczaja sie niesamowite panoramy. Capri to urokliwe miejsce i o ile baza noclegowa faktycznie wyglada na droga, to juz z restauracjami jest duzo lepiej, ceny typowo brytyjskie, wiec nie ma co drzec szat.

Nie zjadlam deep fried pizza, gdyz to brzmi dla mnie rownie ohydnie, co deep fried Mars bar, za to skosztowalam Limoncello, likieru cytrynowo - kremowego i lokalnego wina, winogron, serow - wszystko bardzo dobre. Cytryny a takze inne owoce maja przeogromniaste, co zapewne jest zasluga zyznej wulkaniczej gleby. Co do wulkanu zas, dostanie sie nan z Sorrento jest dziecinnie latwe. Wystarczy wysciasc na stacji Pompeii-Scavi, a tam z miejsca pochwyca nas naganiacze i wrzuca do wlasciwego busika, ktory zawozi turystow na parking, tam nastepuja przesiadka w smieszne busy-jeepy i jazda przez park narodowy na najwyzej polozony parking, stamtad zas zasuwamy pod gore na nogach jakies 20 minut. Polecam wybrac sie jak najwczesniej z rana i zabrac cos na glowe, bo wieje pieronsko, ale powietrze jest wspaniale, rzeskie i swieze, a widoki oczywiscie powalaja. Wiekszosc osob kontunuuje taka wycieczke w Pompejach, ktore sa olbrzymie i spokojnie mozna po nich lazic caly dzien. Jesli uslyszycie z oddali rubaszny rechot, znaczy to, ze jakas wycieczka zaplatala sie w miejsce pompejanskiego Lupanare, czyli domu publicznego, znanego z wielce realistycznych freskow.

Reasumujac: dobre wakacje, nachodzilam sie, ze hej i przez to schudlam, hurra! Raczej nie wybiore sie tam ponownie, choc do Sorrento...kto wie, kto wie :)