For Your Pleasure

For Your Pleasure

Sunday, May 26, 2013

Just shut up

Trzy dni bez Marudy - trzy, bo mamy poniedzialek wolny.

Maruda siedzi naprzeciw mnie i wszystkiego mnie uczy, jako ze nie ma komu, a zreszta innym i takby sie nie chcialo. Ma lat 52, czego sie dowiedzialam calkiem niedawno. Dawalam jej blizej 60-tki, przez siwe wlosy i fryzure na helm z przelomu lat 70/80. Anglicy i Angielki brzydko i bardzo wczesnie sie starzeja, zatem o pomylke latwo. Swoja droga, niepojete dla mnie jest, dlaczego niektore kobiety w krytycznym wieku, czyli pod 5 dyszek, nic nie robia z siwizna i tymi nieszczesnymi klakami z czasow 'Dynastii'. Rozumiem, ze maz w domu uwiazany lancuchem, comiesieczna pensje przynosi, zatem nie maja sie juz po co i dla kogo starac, ale chocby dla wlasnej przyjemnosci. Minimum poczucia estetyki, ludzie. Dobra, rant over, zreszta kim ja jestem, aby jechac po innych :) Niedlugo rozmiar mojej dupy przekroczy standardy Nicki Minaj i Kim Kardashian razem wzietych, az sie prosi o liposuction, a odwiecznie krzywe zeby - o zadrutowanie (dlatego spedzilam ladnych pare godzin przegladajac oferty lokalnych ortodontow w zakresie Invisalign, Inman Aligners, 6 Months Smile itp.). Nobody's perfect, jedakowoz nie wszyscy klada brzydko mowiac lache na wlasne niedoskonalosci.

Ad rem. Maruda, jak sugeruje przydomek, marudzi. Jest takim brytyjskim odpowiednikiem umeczonej Matki Polki. Pracuje i oprocz tego prowadzi dom, czyli gotuje co wieczor obiad dla calej rodziny (dorosli synowie nadal z nimi mieszkaja), zawozi i przywozi meza na jego przygody golfowe (maja jedno auto, wiec jesli maz gra w golfa, Maruda jest uwiazana i nie moze sie nigdzie sama wypuscic), plus robi wszystkie te rzeczy, ktore zazwyczaj robia gospodynie domowe, cokolwiek to jest. Jak ma pare minut dla siebie, to czyta ksiazki, badz usiluje obejrzec program w TV - o ile akurat inni domownicy nie przejeli pilota. Generalnie, z tego co codziennie opowiada, jej potrzeby sa na ostatnim miejscu, o ile na jakimkolwiek. Bywaja lepsze chwile: na Xmas maz wspanialomyslnie zezwolil jej na wejscie w posiadanie wlasnego smartfonu, wczesniej dostawala stare telefony od dzieci, ktore kupowaly sobie oczywiscie drozsze i nowsze modele. Gwoli sprawiedliwosci, smartfon jest na umowe na meza...Teraz Maruda jeczy, ze chce jakis maly tablet, bo nie dopuszczaja jej w domu do komputera (oni wszystko maja po jednej sztuce: TV, komputer, auto itd. - nic w tym nie ma zlego, ale, jak widac, ktos zawsze konczy poszkodowany), oczywiscie nie mam mowy o tym, zeby weszla do PC World i wyszla z Kindle Fire, czy innym iPadem. Mimo, iz zarabia i ma wlasne pieniadze, chocby o na obsmiewane 'waciki'.

Do tego dochodzi narzekanie na meza, na bezsennosc (klada sie spac z kurami, bo jemu tak odpowiada, ona lezy w ciemnosciach godzinami i nie moze zasnac, bo dla niej to za wczesnie, ale sie nie sprzeciwi), na milion innych rzeczy. Rodzinne zycie, wiadomo, zazwyczaj nie jest sielanka, wbrew temu, co nam wmawiaja komedie romantyczne i zachecajacy do tworzenia podstawowych komorek spolecznych ksieza tudziez politycy. Z opowiesci Marudy wynika jednak, ze z perspektywy jej pokolenia podporzadkowanych, stlamszonych, choc wcale nieglupich kobiet to zaiste jest SHEER HELL.

Cale szczescie, ze mlodzi sa juz calkiem inni i nie maja zabetonowanych lbow jakimis idiotyzmami - na moja sugestie, aby Maruda poszla do sklepu i najnormalniej kupila sobie, co jej potrzebne, czy to aparat fotograficzny, czy telefon, odparla z obledem w oczach: 'poczekaj, az wyjdziesz za maz'. Rownie dobrze moglabym powiedziec ortodoksyjnej muzulmance, zeby na srodku Oxford Street zrzucila odzienie i latala, jak ja Pan Bog stworzyl.

W UK, w odroznieniu od matriarchalnej a biednej Polski, kobiety wydaja sie zdecydowanie bardziej tradycyjne, malo nastawione na kariere, bardziej na grzede, im bardziej wygodna, tym lepiej. Grzeda Marudy jednakowoz nie wydaje sie zbyt wygodna. Slucham wiec dzien w dzien tego utyskiwania i sie bardzo, bardzo ciesze w duchu, ze nie jestem na Marudy miejscu - i nie chce byc, za zadne skarby swiata. Never, ever, ever





Sunday, May 12, 2013

***

Skonczylam aktualizacje CV i jestem calkiem kontenta. Niby nie ma tego wiele, a sie uzbieralo na dwie strony. Za dlugie, ponoc haerowcy nie czytaja zyciorysow dluzszych niz jedna strona. Wywalilam polowe bzdetnych prac z przeszlosci, bo kogo to obchodzi. Liczy sie tu i teraz oraz to, co zostanie dopisane w przeciagu nastepnych parunastu miesiecy...

Zaliczylam pierwsze w zyciu brytyjskie 'evening reception'. Wystroilam sie jak stroz w Boze Cialo, spodziewajac sie tlumu pan w szalonych przykryciach glowy i panow w melonikach (no, zartuje). Okazalo sie jednak, ze society bylo raczej low anizeli high, panie szpanowaly tatuazami a nie kapeluszami - czy jest cos bardziej obrzydliwego niz baba z wieziennym wzorem na plecach czy grubej lydce ?  Po niezdarnym pokrojeniu tortu oraz jeszcze bardziej niezdarnym pierwszym tancu zasiedlismy jak popadlo do stolikow, aby po dwugodzinnym saczeniu kupionych za wlasne pieniadze drinkow dostac ... frytki i buly z bekonem. Gdyby nie to, ze przyszlam z ludzmi z pracy, nie mialabym sie do kogo zywcem odezwac, bo mloda para byla zbyt zaganiana zeby przedstawiac sobie gosci nawzajem. A tych bylo sporo, na oko ze 150 dusz.

Okolica za to bardzo ladna i sam lokal mily, choc to przerobiona obora jakas, ale urzadzona ze smakiem. Bardzo przyjazna dzieciom :) Pogoda oczywiscie dopisala, walil deszcz i grad i o golych nogach moglam zapomniec.

Wrocilam glodna i ogluszona dzwiekami kiepskiej muzyki oraz wrzaskami maluczkich. Zeby wbic mlodym szpile dodam jeszcze, ze oblubienica popelnila faux pas a la jedna celebrytka z Pudelka i nie dobrala biustonosza nalezycie, w wyniku czego brzydko mowiac cycki jej wisialy i zarazem wylewaly sie z rownie niedopasowanej sukienki. Na plus ladna bizuteria. Ot, angielski Raszyn.


Nie moge sie doczekac telewizyjnej adaptacji 'The White Queen' na podstawie poczytnych ksiazek P. Gregory. Bedzie to smakowity Tudor porn, jak mowimy w robocie :)











Thursday, May 09, 2013

***

Zapowiadana przemowa kierownicy nie odbyla sie - albo szefowa miala lepsze zajecia, albo jej sie nie chcialo, albo dopiero szykuje nam niespodzianki ! W miedzyczasie zrobilo sie naprawde busy. Projektow jak nasral i dochodza nowe. Jestem zmeczona, ale zadowolona, bo wiecej mam okazji, aby zdobywac doswiadczenie. Wszak w tytule nadal mam trainee. Licze na to, ze za ok pol roku to sie zmieni, bo ilez mozna trenowac :)

Zainspirowanem sukcesami sasiada z pokoju obok, przejrzalam w necie strony naszej konkurencji. Branza mala, to i firm niewiele, jest tzw. Wielka Czworka (jak w thrash metalu, hehe) i pomniejsi, jak my. Wchodze na jedna za stron i co widze ? Rekrutuja, takich jak ja nawet, niedoswiadczonych zoltodziobow, do placowki w Dubaju. Musze powiedziec, ze o ile w tym momencie nie zdecydowalabym sie aplikowac (bo takim trainees to zapewne niewiele zaproponuja finansowo), to majac za pazucha jakis tam staz, rozsadna liczbe wygranych projektow, wiedze i doswiadczenie, nie zawahalabym sie. Manele na rok czy dwa do self-storage, walizka i w droge. Podusilabym sie w jakims expat-gettcie przy +50 stopniach, hehe. Nie latam z cyckami na wierzchu ani nie zachowuje sie jak tubylczynie w przecietnym miescie podczas night out, zatem nie powinnam miec problemow natury obyczajowej. Moze tylko kwestia znalezienia kwaterunku samej...Ale bez jaj, cudzoziemcow w Dubajowni jest wiecej, niz lokalnych, baby musza sobie jakos dawac rade! Rok, dwa bez placenia podatkow i mozna odlozyc na jakis depozyt, czy to na domek z Lego czy na emerycka chatke na palach (nawiasem mowiac, na Filipinach obcokrajowiec nie moze kupic domu, DAMN!).

Jestem troche juz znudzona Anglia i na pewno zniesmaczona klimatem. Polska pogoda nie zachwyca, angielska zazwyczaj wkurwia. Im jestem starsza, tym gorzej znosze zimno i wilgoc. Pomimo najszczerszych checi nie udalo mi sie zapuscic korzeni, ale moze ja z tych, co sie oplataja, tam, gdzie im wygodnie i korzeni w ogole nie potrzebuja ?

Na pewno nie potrzebuje etykietki 'obywatel' taki czy owaki. Jestem Polka z urodzenia i paszport brytyjski tego nie zmieni. Jestem rowniez kompletnie niezainteresowana byciem Brytyjczykiem - po diabla mialabym sie z nimi utozsamiac ? Dlaczego zatem rozwazam naturalizowanie sie ? Najprawdopodobniej po to, aby w razie zmiany politycznego klimatu nie miec klopotow z dalszym zyciem tutaj, o ile bede tu nadal zyc. No i do podrozowania by sie angliczanski paszport przydal, bo wszyscy mowia, ze jest z nim latwiej.

Operacja oddania sie pod skrzydla Krolowej kosztuje, bagatela, tysiac funtow, pi razy drzwi. Mysle, ze realistycznie rzecz biorac zabiore sie za to po wrzesniowych wakacjach. Zakladam, ze mi sie uda i ze w roku 2014 bede juz farbowanym Angolem. Zakladam rowniez, ze do tego czasu pozbede sie trainee w tytule i tym samym rozpatrywanie ofert overseas stanie sie sensowne, oczywiscie pod warunkiem ze firma sponsoruje relocation package, a ofert w branzy brakowac nie bedzie. Mam to szczescie, ze takich, jak ja jest malo, jakkolwiek bunczucznie to brzmi.

Czy ktos z Panstwa porwal sie na shared ownership domu, badz mieszkania w UK ?

https://www.sharetobuy.com/

Z innej beczki - jak najladniej przetlumaczyc slowa podkreslone w tekscie kursywa ? Troche to buracko wyglada, ale pewne okreslenia same sie pchaja na klawiature.

Sunday, May 05, 2013

***

Odwiedzilam bloga 'Z babskiej perspektywy' - na pewno czytacze kojarza. W jednym z niedawnych postow autorka pisze o snach. Zastanawialam, sie, czy dodac komentarz, ale jakiz pozytek z rad w stylu ' kazdemu sie czasem cos niefajnego przysni' ?

Zauwazylam, ze picie alkoholu poznym wieczorem albo zjedzenie czegos bogatego w cukier owocuje mocno psychodelicznymi snami. Bez wzgledu na okolicznosci jednak, srednio 2  razy w tygodniu sni mi sie ze:

1) Dobiega konca moj urlop w Polsce i nie moge wrocic: gubie paszport, mialam zabukowany lot w jedna strone i zapomnialam (?!) wykupic lot powrotny, budze sie zbyt pozno i nie docieram na lotnisko na czas, jestem w srodku pakowania, gdy powinnam juz wychodzic z domu, gubie karty pokladowe itd. itp. Towarzyszy temu wszystkiemu panika, ze jesli nie dotre na poniedzialek do pracy, nie bede miala po co wracac i zostane w raju Tuska na zawsze.

2) Space invasion, czyli horror Sci - Fi. Zazwyczaj cala noc uciekam przed alienami i udaje mi sie to, ale ledwo - ledwo. Tlumacze sobie, ze po prostu ogladam za duzo filmow i podswiadomosc to pozniej obrabia i modyfikuje.

To jest repertuar staly. Ostatnio doszedl sen z bogu ducha winnym wspollokatorem w roli glownej, ktory zreszta w ogole mi sie nie podoba. Cale szczescie nie jestem z tych, ktorzy musza sie z podobnych mar spowiadac :)

Oprocz tego dosc czesto budze sie w srodku nocy nie wiedzac, gdzie jestem oraz gdzie sa moje rzeczy, typu torebka, plecak, portfel. W szczegolnosci portfel.

Nie uprawiam (jeszcze) sleepwalkingu, nie wrzeszcze przez sen, donoszono mi, ze ogolnie rzecz biorac spie spokojnie.

Powinnam sie zglosic do psychuszki dla polskich orlow gdzies w Londynie ? Na pewno taka istnieje :)

Tymczasem, borem, lasem...We wtorek czeka nas cotygodniowe zebranko w robocie. Bedzie tym razem inaczej, niz zawsze:  glowna kierownica ma gadac o sprzedazy i takich tam. Ja nie wczorajsza, czuje pismo nosem a ze normalnie sprzedaz ma osobne zebrania, zatem domyslam sie, ze czeka nas rozdzierajacy apel o ciezsza prace. Bo nie wyrabiamy targetow, ledwo dobijamy do polowy oczekiwanej cotygodniowo sumy i tak jest wlasciwie caly czas. Ba, dopiero od paru tygodni czuje, ze naprawde caly dzien jestem zajeta, gdyz przez  ostatnie pol roku odsiadywalam swoje 8 godzin dziennie, udajac, ze cos robie, bo nie bylo zywcem co robic. Niestety.

Lubie swoje miejsce pracy, jest wesolo, przy tym kameralnie. Polowa pracownikow jest ze soba spokrewniona i niemal wszyscy sa z bliskiej okolicy. Pracuja u nas glownie osoby bez wyksztalcenia i kwalifikacji, ktore raczej nigdzie indziej by sie nie zalapaly - koles oderwany od tasmy robi za informatyka, byly kucharz za sprzedawce, najmadrzejsza osoba w pokoju blyszczy, bo ma A - levels (i faktycznie jest madra, ale to stary rocznik, cos, jak nasza stara matura), yours truly jest tu, bo jest tania i efektywna, jak to Polka i sie cieszy, ze nie musi juz 'robic' fizycznie. Jedyni specjalisci, to chemicy i quality control, ale ich nikt nie slucha. Firma ma potencjal, jednak potrzebuje swoistego trzesienia ziemi oraz poteznego doinwestowania, aby dorowanc poziomem do konkurencji, bo obecnie bardziej przypominamy kazamaty profesora Snape z Harry Pottera, niz state of the art facilities, hehe. Poniewaz nie generujemy wysokiego dochodu to i place sa niskie - acz, jak wspomnialam, nasi ludzie nie mieliby wielkich szans zarabiac wiecej gdzie indziej, wiec siedza na dupie i nie narzekaja. Panie maja zreszta niezle zarabiajacych mezow.

Zobacze, co przyniesie wtorek. Jesli faktycznie jest tak nieciekawie, jak przeczuwam (kierownica przemawia do nas tylko wtedy, gdy dzieje sie cos zlego, ida zwolnienia, itd.), robie CV revamp i ruszam szukac pracy w promieniu 50 mil od Londynu.  Jednoczesnie chce tej zmiany i jej  nie chce.




Thursday, May 02, 2013

Useless

Mam mieszane uczucia po przeczytaniu artykulu w Polityce o facetach

Dlaczego rozpoczyna sie dyspute na temat niskiej dzietnosci od 'Polki nie chca rodzic', a nie od 'Polacy nie chca zenic sie i zakladac rodzin', jak gdyby inicjatywa musiala wychodzic od osoby, ktora potomka wypycha na swiat wiadoma droga. Wszak do zmajstrowania dziecka potrzeba dwojga. Artykul powinien zatem dowodzic, ze mlodzi ludzie w Polsce nie chca sie laczyc w trwale (zalegalizowane i poswiecone) pary, nie chca miec dzieci.

O tym, ze tak jest, swiadcza przytaczane statystyki. Wszystko ma sprowadzac sie do jednego jasnego wytlumaczenia: Polacy to nieodpowiedzialne fajtlapy, nie odnajduja sie w nowych czasach, kobiety to widza wiec nie pakuja sie w rodzenie i cala reszte tego cyrku na kolkach, jakim jest (pro) rodzina.

Mieszkam od paru lat za granica, wiec nie mam na co dzien stycznosci z, powiedzmy, osobami w moim wieku i mlodszymi, takimi, co to juz pokonczyly szkoly, poszly do pracy i teoretycznie gotowe sa na odpalenie podstawowej komorki spolecznej w Polsce. Mam natomiast mase takich kontaktow tutaj i powiadam wam, ze nie ma drugiej tak chetnej do rozmnazania nacji w UK jak my, Orly Polskie! Przesciegnelismy nawet Pakistanczykow w dzietnosci na leb. Co do beznadziejnosci, ja osobiscie widuje w moim najblizszym otoczeniu jedynie milych, wyksztalconych, zatrudnionych na zupelnie przyzwoitych posadach mezczyzn 25+, co to i ugotuja, i sprzatna, i przewina dzieciaka, jak trza. Kazdy jeden w stalym i najwyrazniej udanym zwiazku, zazwyczaj sa to malzenstwa.

Czyzby wiec wszyscy, co maja jako tako poukladane w glowach wyfruneli z Polski, a ostaly sie jedynie 'odpady' ? Nie wierze w az tak ponury obraz. Co wiecej, jestem gleboko przekonana, ze obecne mlode pokolenia Polakow sa o niebo lepsze od pokolen ich tatusiow i dziadkow - ograniczonych ciasnymi pogladami, przeswiadczonych o wlasnej urojonej wielkosci i jakze czesto migajacych sie od obowiazkow owej nieszczesnej glowy rodziny. Ze juz o standardowym pijanstwie nie wspomne - znajdzcie mi Polaka po 50 roku zycia ktory nie chleje.

Za taki a nie inny stan rzeczy w Polsce odpowiada ekonomia - niskie place, brak mieszkan, rzadzacy talibowie. Jesli zas szeroki odsetek pan faktycznie nie widzi nikogo na horyzoncie nadajacego sie do prokreacji...Czy to faktycznie jest az taki problem ? Chyba lepiej nie miec dzieci wcale, niz miec je z kims, kto sie do tego kompletnie nie nadaje, badz pedzic do oltarza, gdyz lata laca i wypadaloby juz byc w posiadaniu meza/zony.

A, tam. W dzisiejszym Vogue UK pisza o wybrzezu Amalfi - i ja tam jade we wrzesniu ! Jestem uber cool !W pracy robimy zapach dla Everlast i mam cale biurko zawalone fotografiami czarnych bokserow. Nasz przedstawiciel na Afryke przywiozl nam z podrozy sluzbowej 'Virginity Soap'. Moj wspollokator dostal piec ofert pracy w Londynie, jedna lepsza od drugiej. Slonce swieci, dlugi weekend sie zbliza, do szczescia brakuje mi chyba tylko odrobiny molestowania, ale i to mozna zalatwic :-)

Problemy opisywane powyzej wydaja mi sie zgola abstrakcyjne i odlegle. Nie moj swiat.